Opuscilismy piekne plaze Nha Trang. I tu kolejne doswiadczenie w podrozowaniu. Jechalismy do Hoi An sleeping bus’em. Tym razem za nasze rowerki musielismy zaplacic tyle samo co za miejsce w autobusie. Mielismy jednak szczescie, bo rowery zostaly kulturalnie zapakowane do luku razem z naszymi bagazami. Pozostali pasazerowie nie mieli tyle szczescia – ich torby musialy isc do srodka autobusu, poniewaz luk bagazowy wykorzystywany jest przez lokalsow do przewozu towarow. Byli rowniez i tacy, ktorzy na miejsca lezace sie nie zalapali, w zwiazku z czym podrozowali lezac w przejsciu miedzy siedzeniami 🙂 Ale to i tak luksus, bo jest Tet i generalnie ciezko dostac miesjce w jakimkolwiek srodku transportu.
Do Hoi An dotarlismy z samego rana i od razu ruszylismy na zwiedzanie miasta, ktore w przewodniku bylo bardzo zachwalane. Nie rozczarowalismy sie, bo miasteczko jest rzeczywiscie bardzo ladne. Jest zupelnie inne w porownaniu do tego, co do tej pory widzielismy, poniewaz jest w nim sporo wplywow chinskich i japonskich. Niskie stare domy z ciekawymi fasadami i dachami. Bardzo ladne swiatynie z kolorowymi smokami. Male sklepiki z roznego rodzaju pamiatkami i kolorowymi obrazami. Wszystko to tworzy bardzo fajny klimat, a spacer uliczkami jest bardzo przyjemny. Po zmroku miasto wygladalo jeszcze ladniej, poniewaz bylo udekorowane z okazji Tet. Kazda uliczka starego miasta, kazdy sklepik czy knajpa byla oswietlona lampionami. Mysle, ze jak na razie bylo to najladniejsze miasto jakie odwiedzilismy w Wietnamie,